piątek, 25 grudnia 2009

Biegówki Jakuszyce 18-20.12.2009

Po wyleczeniu kontuzji kolana w zaledwie 12 dni, udałem się na biegówki do Jakuszyc. Dojechaliśmy w pośpiechu do Leszna, aby przesiąść się do autobusu leszczyniaków i udać się do Przesieki, gdzie w Zielonej Gospodzie mieliśmy zapewniony nocleg. Jak już wcześniej wspominałem na stronie klubowej nasi przyjaciele z Leszna mają bardzo elastyczne pojęcie godziny wyjazdu i z drobnym opóźnieniem o godzinie 18.40 wyjechaliśmy z punktu A do punktu B.

Kolejnego dnia w sobotę w godzinach przedpołudniowych zjawiliśmy się w jednym z najlepszych ośrodków narciarstwa biegowego w Polsce. Przy wypożyczaniu nart trochę zleciało. Ja zdecydowałem się wziąć narty do jazdy „łyżwą”, a nie klasycznej. Powodów było kilka: brak przygotowanych tras do jazdy klasyczniej, jeszcze nigdy na takich nartach nie jeździłem, wydaje mi się ten styl ładniejszy dla oka oraz dlatego, że pan w wypożyczalni tak straszył jak to ciężko się jeździ „łyżwą”. Potwierdzam, ciężko:P. Pomęczyłem się 3 godziny w trzynasto stopniowym mrozie. Najlepiej wychodziło mi przy zjazdach z górki, jak to weteranowi nart zjazdowych :P. Niedziela zapowiadała się interesująco. Zostaliśmy zgłoszeni do odbywających się tego dnia zawodów w biegach narciarskich w stylu dowolnym Salomon Nordic Sunday. Dystanse były dwa 5000m i 10000m. Moje jedno dniowe doświadczenie mówiło mi, że spróbuje rywalizować na krótszym dystansie. Pierwsze okrążenie zweryfikowało moje ambicje tylko do ukończenia trasy. Nie chwaląc się pokonałem ten dystans w czasie ok. 38 min i jak łatwo policzyć ze średnią ok. 7.30min/km. Czas mi chwały nie przynosi, jednak jestem zadowolony.

Po biegu udałem się z Jackiem do domu z przyczyn ocenowo-szkolno-edukocyjnych, a reszta ekipy została do poniedziałku. Po śniadaniu wyszli na wybieganie i również udali się do domu.

Wyjazd udany po za pewnymi niedociągnięciami. Polecam wszystkim ten sposób aktywnego wypoczynku!!

Ostatnio mój wychowawca zwrócił uwagę, że składając życzenia innym, życzymy tego co byśmy sobie życzyli, a więc życzę Wam, albo życzę sobie, ale Wam:
Zdrowia, zdrowia i zdrowia, bo reszta to już tylko od Was zależy. Wesołych Świąt!!!

czwartek, 24 grudnia 2009

Szczęście w nieszczęściu

Wszyscy tak ładnie na swoich blogach piszą o postępach w treningach, więc ja dla odmiany postanowiłem napisać o moich „wybieganiach” do lekarzy. Owa przygoda rozpoczyna się w pewien grudniowy piątek (4 grudzień br.), kiedy to zszedłem z treningu z powodu potwornego, masakrycznego i jeszcze tego no … :P bólu kolana. Ból odczuwałem już od tygodnia, jednakże jego skumulowana siła trafiła mnie w ten nieszczęsny piątek. Postanowiłem zainwestować w glukozaminę i maść oraz okłady z borowiny. Według mojej diagnozy trzy dni i idę dalej biegać. Po tym okresie rekonwalescencji nie było znacznej poprawy. Za namową pewniej osoby postanowiłem udać się do ortopedy. W środę o godzinie 21.09 wszedłem do gabinetu doktora X na prywatną wizytę, która kosztował mnie 60 PLN. Przedstawiłem moją wersję wydarzeń, pomacał mnie po kolanie i jego diagnoza brzmiała tak: „ przeciążyłeś kolano, daję Ci zwolnienie z w-fu do 30 czerwca 2010!!!(z boku foto zwolnienia z w-fu dla niedowiarków) Masz tu receptę na proszki przeciw bólowe, maść na kolano oraz odnovit na regenerację kolana, od stycznia kioterapia itp.” Te słowa wstrząsnęły mną ostro. Załamka na maxa! Siedmiomiesięczna wegetacja w bezruchu spowodowałaby najprawdopodobniej zakończenie mojej kariery.


Postanowiłem wybrać się do jeszcze jednego ortopedy sportowego do Poznania. Jest to ortopeda, który leczy sportowców formatu Marusza Wlazłego i nie tylko :P, więc u niego szamaństwa nie powinno być. Jego specjalizacją również są wkładki ortopedyczne ( jak byliście na KWJ to, takie same jak ten koleś, który miał wykład w sobotę). 15 grudnia miał zapaść ostateczny werdykt co do mojego biegania na orientację. Po cichu liczyłem na skrócenie okresu rekonwalescencji o 2-3 miesiące, tak abym mógł spróbować przygotować się do drugiej części sezonu. Wszedłem do gabinetu, przedstawiłem swoją dolegliwość, w momencie stąpania czuję ból w więzadle rzepki. Zbadał kolano, sprawdził ułożenie stóp i poprosił o moje wkładki. Zmienił ustawienie oraz dodał kilka elementów. Założyłem je i dr Szczepański rzekł: „ od jutra możesz spokojnie iść na trening!!”. Popatrzyłem na niego z lekką nutką sarkazmu oraz nie dowierzania. Zapytałem czy to nie żarty, jednak wszystkiemu zaprzeczył. Zapytałem czy mam robić sobie jakieś okłady? Zasugerował „okłady z młodych piersi.”Uśmiech na mojej twarzy pojawił się natychmiastowo. Poprosiłem Go jeszcze o nastawienie kręgosłupa, bo ostatnio mi dokucza.


Wizyta z wkładkami nie była najtańsza, ale mogę biegać w końcu na zdrowiu się nie oszczędza! Gdybym posłuchał się pierwszego „specjalisty” i wegetował 7 miesięcy, zapewne zniszczyłby mi nadchodzący sezon. Natychmiast po opuszczeniu gabinetu zadzwoniłem do Pana Galla, aby brał mnie pod uwagę przy wyjeździe na biegówki;D

Morał: nie lekceważcie najdrobniejszych urazów, a jak już faktycznie coś jest na rzeczy, to radzę od razu iść do ortopedy MEDYCYNY SPORTOWEJ!!

P.S- po wizycie natychmiast udałem się na trening, kolano działa :)

niedziela, 29 listopada 2009

Troszkę o innym sporcie:) Mistrzostwa Gminy Przemęt w siatkówce - faza grupowa.

… Po powrocie z porannego treningu od razu udałem się na halę. Przyszedłem 30 min przed rozpoczęciem imprezy, a okazało się, że jestem spóźniony. Nasz grupa składała się z trzech drużyn mocnego Przemętu i nieprzewidywalnego Starkowa :P. Dobrze się nawet nie rozgrzałem, bo po szybkim losowaniu przeszliśmy do gry. Pierwszy mecz miał zadecydować o ustawieniu do półfinałów. Zwycięzca miał już pewien awans do półfinału. Mobilizować nas jakoś specjalnie nie trzeba było. Przed zawodami starałem się w jak największym stopniu uzupełnić braki energetyczne i usunąć jakiekolwiek znaki zmęczenia po porannym bieganiu. Tuż przed meczem ustalenie taktyki i padła decyzje, że gramy na jednego rozgrywającego, czyli mnie. W pierwszy dwóch setach grało mi się całkiem fajnie, adrenalina spowodowała, iż nie odczuwałem zmęczenia i pewnie te sety wygraliśmy. Do kolejnego seta podeszliśmy zbyt pewni siebie i do odrobienia strat zabrakło punktów. Czwarty set był bardzo wyrównany, jednakże w końcówce przegraliśmy na przewagi, nie wytrzymaliśmy tego psychicznie. Przyszedł czas na tie-break, ugrałem go na oparach sił co kosztowało mnie mi. nadwyrężeniem stawu kolanowego. W ostatniej odsłonie meczu popełniliśmy zbyt dużo błędów własnych, a oni je bezlitośnie wykorzystywali, jako rozgrywający miałem „kisiel w majtach” (jak to ktoś zauważył), bo winiłem siebie za każdą nieskończoną akcję;(. Polegliśmy 3:2. Sensacja stała się faktem, stare siatkarskie porzekadło się sprawdziło: „ jeśli nie wygrywasz 3:0, to przegrywasz 3:2”!
Mecz ze Starkowem to była szybka egzekucja 3:0. Bez wątpienia widać było kto jest lepszy. Mogliśmy sobie poćwiczyć grę przez środek. Słaniając się na kulejących nogach dograłem mecz do końca. Przy zagrywce z wyskoku skurcze łapały mnie niemiłosiernie. Po rozegranych 8 setach z rzędu (w tym pierwszych pięciu na sporych obrotach) będąc jedynym rozgrywającym na boisku czułem się jakbym przeszedł gehennę.

Przemęt w ostatnim meczu zlekceważył Starkowo na początku meczu, a pod koniec meczu opadli z sił i kolejna sensacja stała się faktem Starkowo – Przemęt 3:2! Dzięki temu wyszliśmy z grupy z pierwszego miejsca co stawia nas w dogodniej sytuacji przed finałami.
Trochę przesadziłem tego dnia, nie znam umiaru, jednakże na finały za tydzień to już nie będę mógł sobie pozwolić na poranny trening. Co to mojej gry nie było się można za wiele spodziewać, gdyż w tym sezonie tylko 2 razy byłem na treningu w listopadzie dzięki bogatemu terminarzowi w BnO, jednak nie żałuje :)

sobota, 28 listopada 2009

Trening w Bojanicach koło Leszna

Może zacznę od tych zmian na blogu. Leżąc chory postanowiłem zmienić hasło, jak i zdięcie główne na stronce. Niby zaczynam nowy etap w mojej karierze jakim są zapewne osiemnastki i stąd tak metamorfoza.

Sobota 28 listopada zapoczątkowała w moim wykonaniu przygotowania do sezony 2010. Po 5 dniowej absencji z powodu świńskiej grypy wyruszyłem na trening. Skorzystałem z Rinem z propozycji LKO Leszno i przyjechałem na trening do Bojanic, który przygotowywał J.Kozłowski (Koordynator Kadry Wojewódzkiej). Trening miał rozpocząć się o 11.30, jednak nie obyło się bez drobniutkiego 40 minutowego poślizgu. Została wymyślona przez trenera „pamięciówka” i dobrze bo mapa nie grzeszyła bogatą rzeźbą, jak z resztą w całej Wielkopolsce i przez to bieganie było w miarę ciekawe. Na 7 trasek tylko jedna mi sprawiła problem, ponieważ nonszalandcko spojrzałem na mapę i przy jednym punkcie nie wiedziałem, gdzie biec, a więc pełna improwizacja i jakoś to będzie;). Troszkę się tak skompromitowałem, ale cóż… .

Mieliśmy zostać na jakiś rozmowach, co do zimowych przygotowań, jednakże terminy nas goniły i ostało się na krótkiej rozmowie co do ilości kilometrów nabieganych i do nabiegania.

Terminy na goniły ponieważ, o 16.00 rozpoczynał się gminny turniej w siatkę. Jako, że jesteśmy nie chwaląc jeszcze Mistrzami Gminy nie mogło nas zabraknąć, jednak dokładniej o tym jutro …

czwartek, 26 listopada 2009

O-STUFF vs. SX-Sport

Dla tych, którzy jeszcze nie ogarnęli, powstał nowy sklep z rzeczami dla orientalistów O-STUFF. Moim zdaniem jest to bardzo dobry krok w stronę rozwoju orientacji w Polsce jaki i czysto marketingowym. Chłopaki deklarują się sporymi upustami dla klubowych oraz indywidualnych odbiorców. Pochwalili się na KWJ, że asortyment z dnia na dzień się powiększa, również negocjują najniższe ceny, aby Polska Orientacja oraz poziom zawodniczy się podnosił. Ile w tym prawdy? Ile kitu? Okaże się za jakiś czas.

Na pewno wielkim plusem jest to, że została stworzona konkurencja na polskim rynku „orientacyjnym”. SX-Sport przestał mieć monopol. Dzięki temu siłą rzeczy ceny staną się konkurencyjne (niższe). Sklepy będą pokazywać się na coraz większej ilości zawodów, co ułatwi na zakup sprzętu. Aby pozyskać profesjonalne buty lub kompas nie będziemy musieli wybierać się do Czech czy Skandynawii, wszystko będzie na miejscu.
Ciekawym posunięciem jest stworzenie kolekcji gadżetów „Orienteering – mój wariant”. Sposób popularyzowania naszego sportu rewelacyjny!!!
Jak już wcześniej wspominałem konkurencja na tym szczeblu wyjdzie wszystkim na dobre.

środa, 25 listopada 2009

reklama

Tak się nudzę w domu, że na siłę próbuje napisać jakąś notkę na bloga. Oto jedna z tych. Aby przybliżyć trochę bardziej NAJLEPSZE zawody po mieście na świecie, daję tu kilka odnośników:

Galeria Pateli

Galeria Azymutu

Amatorski filmik z biegu

Miłego oglądania:)

Po za tym jakby ktoś jeszcze nie zauważył dodałem (po prawej stronie) rubrykę z mapkami z mojej okolicy. Nie są to wszystkie mapki, tylko część. Są one w sporym formacie i nie na najlepszym serwerze, dlatego też proszę o cierpliwość przy ich otwieraniu:P .

wtorek, 24 listopada 2009

Konsultacje Kadr Wojewódzkich Puck 20-22.11.2009

Za kwadrans 12 wyruszyliśmy z pod hali we Wolsztynie przez Leszno i Belęcin w stronę Zatoki Puckiej do Pucka. Tuż przed 21 pojawiliśmy na niniejszych konsultacjach, jak zwykle spóźnieni, a pierwszy wykład już trwał „ podsumowanie roku 2009”.
Kolejnego dnia odbyły się kolejno wykłady „Droga do sukcesu na JWOC 2011 – Jerzy Antonowicz”, „Jak zdobywałem mistrzostwo świata w 1994 roku – Robert Banach”, „That Day – Wojciech Dwojak”, „Niektóre aspekty żywieniowe w sportach wytrzymałościowych – prof. nadzw. dr hab. Jerzy Antosiewicz” oraz „Przygotowanie psychofizyczne zawodnika, profilaktyka urazów, trening Biofeedback – dr Jeremi Ściepurko”. Jakie były?? Które się podobały?? Hyyym mi osobiście najbardziej przypadł do gustu wykład R. Banacha, jednak nie chcę ocenić poszczególnych prezentacji, aby kogoś nie obrazić, lecz każdy dał z siebie wszystko czasami, aż za dużo …

Tego też dnia obył się trening techniczny. Bieganie w parach, lepsza osoba kontrolująca słabszą. Liczyłem, że pobiegam sobie z jakimś masterem i się czegoś nauczę. Zostałem potraktowany po macoszemu i na końcu pobiegłem na dodatek krótką traskę za Kaczorem. Cóż … ( Mapka z przebiegami Kaczora )
Niedzielny poranek zapowiedział się całkiem pomyślnie, gdyż dowiedzieliśmy się, że poranny wykład jest odwołany. Po wczorajszej dawce było mi to na rękę, pewnie nie tylko mi :PPP W niedzielę odbył się tylko jeden trening na mapie, gdzie był rozgrywane GPPomorza. Teren łatwy( w żadnym stopniu nie przypominający tereu pod JWOC 2011), jednakże utrudnieniem była częściowa warstwicówka, liniówka oraz kanał. Z mojego biegu jestem umiarkowanie zadowolony, na PK 9 zakręciłem się, jak woda w kiblu i lecąc dobrze nie wiem dlaczego posiałem od tak sobie 6 min :(. Resztę trasy pokonałem bez większych problemów, jedynym mankamentem był szwankujący kompas na kierunku(musze wymienić gnoja :PP). Powrót, szybki obiad, prysznic i o 13.56 udaliśmy się w drogę powrotną.
Jedyne co nasuwa mi się na myśl po tym zgrupowaniu, iż znikąd nie biorą się problemy z moją psychiką w bno i to że jeszcze nie dorosłem do pewnych spraw nie do końca związanych z orientacją…

P.S. – swoje przygotowanie do nowego sezonu rozpoczynam od grypy, oby takiego rodzaju „sposób treningu” nie był więcej praktykowany ;(

niedziela, 22 listopada 2009

wtorek, 17 listopada 2009

Suma sumarum 2009

Dzięki namowie trenera Kozłowskiego do prowadzenia dzienniczka treningowego, dziś mogę zbilansować pierwszy raz swoje treningi. Ów bilans nie jest może niewiadomo jak obfity w liczby lecz w miarę szczegółowy.

Okres: od 29.11.2008 do 15.11.2009 ( 50tyg. w tym 5tyg. kontuzjowany lub chory).
Ilość dni bieganych: 186 dni, 50,9% roku.
Czas treningów: 154h 29min.
Gibkość: 34h 40min
Średnio 61min na trening.

Ilość kilometrów: 1584,8km
Średnio na trening 8,5km
Suma rytmów: 27040m

Siła biegowa:
- rytmy pod górę: 10.9km,
-wieloskoki: 8.7km,
-skip A: 12.2km.
Siła ogólna: 20h 11min

Technika i taktyka:
W terenie: 75h 57min 49sek
Teoria: 8h 30min
Inne dyscypliny: 72h 55min
Długość tras na zawodach: 243,8km.
Ilość kilometrów, bo pewnie na to Wszyscy zwrócicie uwagę nie jest powalająca, nie ukrywam że mogło być dużo lepiej. Po części to moje lenistwo lub choroby na zimowych obozach! Jednak obiecuje, iż przy podsumowaniu sezonu 2010 będzie znaczny progres. Motywacja jest i to nie jedna tylko, aby zdrowie dopisało.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Meeting Orientamento Venezia '09

Siedząc w zielonym pociskaczu postanowiłem schreibnąć kilka słów na temat wyjazdu do Wenecji. Wszyscy napaleni na wyjazd zebraliśmy się o godz. 6 przed szkołom i wyruszyliśmy na półwysep Apeniński.

Przed Bolesławcem pomyliliśmy zjazd i wylądowaliśmy nie na tej autostradzie co trzeba, przez co nadłożyliśmy jakieś 50km. Czy to możliwe, aby w Polsce pobłądzić na autostradzie??? A jednak!!! Droga mijała pod znakiem bolącej dupy!!! Z kilometra na kilometr pośladki powodowały grymas na twarzy na niejednym uczestniku owej podróży. Od Austrii wyłem z bólu, zmieniając środek ciężaru z lewego półdupka na prawy i tak na zmianę. Na miejsce dojechaliśmy około 21.30, ponieważ zdążyliśmy jeszcze pobłądzić (nie ma jak to 5 orientalistów w samochodzie i Rychu z mapą) przed samym zjazdem do Wenecji. Mając za kierownicą Marka 'Loeba' byli byśmy pewnie z 3h szybciej, jednakże pewien samochód nas spowalniał.




Kolejnego dnia w sobotę od samego rana udaliśmy się na wyspę aby trochę pozwiedzać i rozpocząć wielkie bieganie w mieście św. Marka. Nie ukrywam miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie: drobne uliczki, kanały, mosty, gondole i te „piękne” WŁOSZKI :ppp.
Pierwszym biegiem był skrócony średni. Skala mapy 1.5000, stwierdzam że BANAŁ. Banał, banałem, jednak udało mi się zrobić ok. 100sek błędu na wariantach. Jednego błędu byłem świadom, a drugi uświadomił mi dopiero Marek na miecie. Czas mojego biegu na wydrukach wynosił 26.06min, jednak niewiadomo dlaczego dodano po 1 min do wyników( tak więc biegałem 25.06min, czyli 6.16min/km). Nogi nie kręciły się jak należy i biegło mi się ciężko. Dało mi to 21miejsce w kat. MM2, kategorii seniorskiej. Stwierdzam, iż po ciężkim sezonie biegania, zawody po Wenecji to tak jak „cud w Kanie galilejskiej, czyli najlepsze wino zostawione na koniec”.


Mam dwie propozycje w jaki sposób nazwać drugi dzień biegania. Pierwsza z propozycji to: „ ostatni bieg w kategorii M-16 był serią błędów jak zresztą cały sezon” lub „kur** mać”. Który wybieracie???
Wracając do samego biegu to startowałem ostatni raz w M-16 i wypadałoby zakończyć szesnastki z hukiem i tak też uczyniłem pierwszy raz w życiu zabierając nie swoją mapę. Chciałem poczuć się jak kobieta i zaliczyłem sobie traskę W-16. Liczyłem na przyzwoity ostatni bieg, a wyszedł jakiś cyrk Zalewskiego :P. Cóż życie.

Co z doznań z samego biegu, to same na plus. Początek poszedłem spokojnie i w miarę pewnie, aby się z czasem rozpędzać i tak też się działo. Trudno mi ocenić jakość moich przebiegów (można było biegać przy kresce jednak nie za szybko, lub szybkimi wariantami), sami oceńcie. Najlepsze było bieganie głównymi uliczkami. Krzycząc „mi scusi”(z włoskiego: „przepraszam”, ostrzegałem przechodniów że przebiega taki „waryjot”). Rozstępowali się jak Morze Czerwone, a ja jak ten Mojżesz :PPP . Bieg zaliczyłbym do udanych po za tym jednym drobnym błędem na starcie ( wszedłem do jednego z trzech startów w którym między innymi startowały kat. M i W 16; moja kategoria znajdowała się na samym dole, nie rozważając dłużej wziąłem z miejsca pierwsze z rzędu opisy i mapę, a że pomyliłem „M” z „W” uświadomiłem sobie na finiszu). Może i wymiotłem w kat. W-16 jednak bardziej kręci mnie rywalizacja w kat. M.

O godzinie 17.04 wyjechaliśmy zielonym punciokiem z powrotem do Moch. Podróż potrwa z 12h, dokładnie nie jestem świadom, gdyż piszę to gdzieś w okolicach Monachium. Ta męczarnia jest warta zachodu. Za rok chcę jeszcze raz!!! Jedne z najlepszych zawodów w moim życiu jak nie najlepsze.

środa, 11 listopada 2009

Zakopiańskie podrygi, Niepodległościowe wojaże

Początek dnia nie zapowiadał się za różowo. Dosłownie początek dnia, a dokładnie w mieniony piątek o godz. 00.02 wsiadłem do pociągu, aby dotrzeć do Zakopanego na Ogólnopolską Olimpiadę Turystyczno-Krajoznawczą. Podróż do cudownie, wyśmienicie i superancko położonej zimowej stolicy Polski trwała niemiłosiernie długo. 11h w pociągu, a 100km z Cracow do Zakopane trwała 3h 53min to jest jakaś pomyłka. Na dzień dobry test i to trudny na maksa, skąd oni wzięli te pytanie?? Mniejsza z tym, kolejnego dnia rowerowy tor przeszkód i ocena odległości na oko, ogólnie banał.
Po niniejszych atrakcjach dostaliśmy freizeit. W związku z ową sytuacją i pewnymi komplikacjami co do mojego wyjazdu na obóz który był zimą. Postanowiłem bezzwłocznie odrobić braki i udać się na jakieś wybieganie, by choć trochę poczuć co straciłem. Nie był to może najwyższych lotów trening, jednak 80min sobie pobiegałem robiąc około 15km. Mapa z przebiegiem wybiegania obok.
Wieczorem odbył się finał, w którym brał udział M.Rosa nieoczekiwanie zajął drugie miejsce. Należało się zachować jak każdy przyzwoity obywatel i oblać zwycięstwo :P. W niedzielę od 11.47 kolejne 11h męki powrotem do chaty.
11 listopada w Mochach to dzień szczególny. Od ponad 1991r. jest organizowany Bieg Niepodległości w dniu dzisiejszym nie mogło być inaczej. Postanowiłem wystartować w tym roku także. Moje aspiracje sięgają kategorii OPEN 8.5km (ponieważ ta kat. jest od ’93 rocznika wzwyż :P ). Co do mojej lokaty to się nie spodziewałem kokosów, ponieważ jak to przy biegu z nagrodami finansowymi pojawili się, także „łowcy nagród”. Założenie: pobiec po ok. 4min/km. Cel w po części został zrealizowany 4.06 min/km nie jest może mistrzostwem świata, ale jestem z tego zadowolony zważywszy na wiatr i błoto na połowie trasy oraz jakieś tam przewyższenie. Dokładnie nie wiem, które miejsce zająłem, jednakże jestem zadowolony z faktu, że udało mi się pokonać po emocjonującej końcówce Marqiza co prawda nie do końca w dobrej dyspozycji aleeee …
Uważam, że taki szybszy bieg przed zawodami w Wenecji jest w pełni uzasadniony, tam będzie równie szybko, czy aby na pewno?? Pochwalę się jak wrócę :PPP

sobota, 31 października 2009

Wjeżdżanie sobie na ambicję!


W pewien sobotni mroźny lecz słoneczny poranek, wstałem z łóżka o godzinie 7.45 aby zjeść śniadanie przed treningiem. Mój żołądek potrzebuje co najmniej 2h na strawę. Tak więc w sam raz, by o godzinie 10.00 wyruszyć w trasę.

Zbliża się godzina „W”, w pełnym ekwipunku, oraz lekką nutką niepewności oczekuję na Marka i Rycha. Już 10min po, a ich nadal niema! Pierwsza myśl jak nasunęła mi się do głowy to: „zaspali”! W akcie desperacji łapię za odkurzacz i zaczynam sprzątać swój pokój. Jeśli do 10.30 ich nie będzie to idę sam. A tu nagle miłe zaskoczenie! Dzwonek do drzwi, czy mi się śni :P ? Chłopaki czekają na mnie pod domem. Buty, rękawiczki, opaska i wyruszamy w drogę. Tempo jak to na rozbieganiu, aby przed siebie. Pierwsza godzina mija w miarę szybko, dzięki różnorodnym konwersacją jakim to poddaliśmy się w trakcie pokonywania kolejnych kilometrów. Nastała chwila milczenia. Po 2 min ile sił w płucach krzyknął Marek: „ Wiem którędy pobiegniemy!” Błysk geniuszu, czy tylko dziwny zbieg okoliczności? Nie mam pojęcia ale byłem z Damianem miło zaskoczony. Marek: „ lecimy na Perkowo, w końcu jesteśmy hardcorami :P’’. Po kolejny 20 minutach spędzonych na niekończących się pogawędkach, trasa zadała nam kolejne pytanie. Prosto do Mochy jakieś 3,5 km, czy przez punkt Lehmanna nadkładając 2km? Pierwszy wyskoczyłem z i inicjatywą: „ proponuje przez Lehmanna przynajmniej zrobimy dzisiaj z 20 km i będzie fajnie”. Marek spojrzał na Rycha i dojrzał w jego oczach wielki znak zapytania. Marek: „ Rychu no co ty nie dasz rady? Przecież byłeś 5 na longu :P”. Ambicja Rycha nie pozwoliła mu odpuścić i odrzekł: „lece z wami”. Tak się napiął, że chyba nawet prze km prowadził :P. Na zegarku pojawiła się 100min biegu. W ramach bycia hardcorem stwierdziłem, iż nie mogę być gorszy od towarzyszy wycieczki biegowej (w końcu musieli podbiec do mnie jakieś 1.5km) i pobiegnę do Rina oddać mu chipa, dokładając do dystansu w sumie z 3km. Jak rzekłem tak, też uczyniłem. Pożegnaliśmy się po przez uścisk dłoni i każdy pobiegł w swoją stronę.

Na plotkach w czasie biegu spędziłem dziś 125minut. Całkiem fajne i pracowite 125minut. Ilość pokonanych kilometrów w moich wykonaniu oscyluje w granicach 23km, jednak nie jest to jeszcze oficjalny wynik, ponieważ precyzyjne mierzenie jeszcze się odbędzie. Jestem zadowolony z dzisiejszych wojaży, gdyż jest to mój pierwszy trening (nie na obozie), na którym z własnej nie przymuszonej woli pokonuje granicę 20 km. ;))

sobota, 24 października 2009

Smak czy niesmak

Siedząc przy Ginka laptopie postaram się sklecić kilka zdań co do dzisiejszego dnia, choć będzie to trudne biorąc pod uwagę pewne okoliczności :P. Bieg wyszedł, czy nie wyszedł? Oto jest pytanie? Z mojej perespyktywy to nie jestem z niego za bardzo zadowolony(jak zawsze). Jednak czy można być niezadowolony z biegu, w którym z góry byłem skazany na niepowodzenie (czyt. odległe miejsce)? Mnie się wydaje, że można (oczywiście być niezadowolonym ;]), robiąc jeden błąd na 2 minuty, który kosztował mnie trzecie miejsce!!!

Początek biegu był dobry, pierwsze 3 punkty czysto i w miarę przyzwoicie. Na czwarty punkt popełniłem błąd typu "jest dziura w płocie czy nie?"(odp: dziura była :D) Wybrałem pewny wariant obiegając płot, jednakże tam podłoże było mało komfortowe i Patel mnie doszedł na 1min, prowadziłem przez kolejne 3 punkty,a później to wózek za nim przez dwa punkty i mi uciekł. Dwa punkty idealnie i znowu Mateusz pojawił mi się przed oczyma. Następne dwa punkty pobiegłem z kontrolą kierunku na Patele. Na punkt czternasty zdecydowałem się obrać wariant indywidualnie i pobiegłem po kresce na punkt. Bezmyślnie atakowałem na punkt po kresce, ponieważ liczyłem na dziurę w płocie, bo było ich dziś co niemiara. Zawiodłem się, gdyż tym razem żadnej nie było i obrałem wariant powrotny do najbliższego przejścia, który był kolejnym błędem, ponieważ przejście było jakieś 100m dalej, jednak w tym miejscu miałem mapę podartą i nie zauważyłem owego przejścia, ach ten brak ofoliowanych map. Powrót kosztował mnie te 2 minuty i trzecie miejsce! Przed którym miałem 33sekundy przewagi nad czwartym!

Trenowałem przed jakieś 4 tygodnie, może za mało, hyyyym na pewno :))). To jest piękno sportu. Raz dziękujesz Bogu, że dzięki błędom innych zawodników i swojej dobrej dyspozycji mogłeś znaleźć się na podium, a innego dnia przeklinasz to. Zawody w sumie ukończyłem na 6 miejscu, minimum zastało spełnione, jednakże moje ambicje są znacznie większe. Zwłaszcza, gdy się trenuje. Może za mało tyram żeby się mierzyć z najlepszymi? Chyba tak i to najlepiej obrazuje ile pracy mnie czeka zimą! Sentencja, która będzie mi przyświecać przez kolejne kilka miesięcy to: "tylko szczyt głupoty zdobywa się bez wysiłku".

Oto dygresja Pateli po którymś głębszym: "... ja wiedziałem, że ty się nie będziesz liczyć, bo jesteś za bardzo podpalony..."

środa, 21 października 2009

Przedsmak szkolnych

WIMS – Wojewódzkie Igrzyska Młodzieży Szkolnej w sprincie odbędą się w najbliższą sobotę w Poznaniu przy stadionie Olimpi. Jak dla mnie będą to najcięższe zawody szkolne w mojej dotychczasowej karierze szkolno-orientacyjnej. Startuje jakby ktoś się nie orientował w kategorii co prawda najmłodszy, ale w Licealnej:P, która w tym roku jest piekielnie mocno obsadzona. Mateusz Hoffman, Mikołaj Dutkowski, Damian Rychły, Dominik Wels i Władek Sielicki, nazwiska mówią same za siebie. Jest to grupa zawodników, która w 4/5 jest w kadrze Polski, a ta 1/5 to Władek, który jest nieobliczalny na sprintach. Jakby nie patrzeć będzie biegał po swoim „podwórku”. Kolejnym argumentem przemawiającym na ich korzyść jest to, że chłopaki są, a właściwie do soboty byli w treningu, więc forma ich nie powinna opuścić;) Ja w domu nie mogąc słuchać jak to idą im przygotowania do MP też coś tam biegałem z Markiem, ale z mapą to od ponad miesiąca do czynienia nie miałem. Listy startowe niby ułożyły się po mojej myśli gonie Dudusia, a mnie ściga Patel. Jednak chcąc się liczyć w tej całej szopce należy pobiec samemu i nie liczyć na innych, bo to przecież sprint! Taktyki żadnej nie obieram, miejsca z góry nie zakładam. Muszę do tego biegu podejść zupełnie odwrotnie jak na OOM, bawić się tym, co robię (jak Usain Bolt :PP ) i nie podpalić się, a przyzwoity wynik powinien sam paść. Stawka nie mała, bo w końcu stypendium, więc lepiej żeby dobry wynik padł i było co opijać :PPP

Listy startowe

wtorek, 13 października 2009

Historia Grabczykowej orientacji part.1

Kończy się sezon. Hen czasu z orientacją za mną i tak wzięło mnie na wspomnienia. Postanowiłem napisać notkę jak to się stało, że biegam na orientację. W jaki sposób przebiegała moja błyskotliwa kariera w kategori M-10 sezonu 2002.

Zacznę historię od kilku lat przed rozpoczęciem mojej przygody z bno, aby nadać troszkę dramaturgii wydarzeniom.

Pewnej chłodnej jesieni w roku 2000 obudziłem się, by udać się, jak co dzień do przedszkola. Wstałem z łóżka i padłem, jak ścięty na podłogę. Nie mogłem utrzymać się na nogach. Natychmiast udałem się z tatą do lekarza w Wolsztynie, a on z miejsca powiedział, że zostaje na oddziale. Po spędzonym tygodniu przeniesiono mnie na ortopedię do Poznania. Tam trzy tygodnie spędziłem z nogami na wyciągach. Stwierdzono u mnie zapalenie stawów biodrowych. Po niecałym miesiącu spędzonym w szpitalu zostałem wypuszczony do domu. Jakoś się z tego wylizałem, ale lekarz przy wypisie powiedział, że żadnych sportów to ja uprawiać nie będę (co ze mnie wyrosło to wszyscy wiecie ;p). Wtedy ta diagnoza na małym Grabczyku żyjącym wówczas z zbierania pokemonów i budując chatki na drzewach dużego wrażenia nie zrobiła. Jednak, gdybym teraz takie słowa usłyszał od lekarza, udusiłbym go stetoskopem.

Moja kariera rozpoczęła się 21 kwietnia 2002 roku. Namówiony przez najlepszego kumpla z bloków (Jacka), postanowiłem przyjść na trening na „Łyska”, tam pan Galla wytłumaczył mi, jak się ustawia mapę z kompasem i powiedział, że jutro na zawodach mam biec po faworkach podbijając wszystkie punkty po kolei. Trening poszedł pomyślnie, dogoniłem Emila :P . Drugiego dnia udałem się na zawody do Goraja. Pierwsze zawody pierwsze zwycięstwo. Wlałem samemu Jacowi, który biegał już z rok, dwa. Moja radość była niepełna, ponieważ nie dawali medali.

Ostatnio mama przypominał mi ja to na wycieczce komunijnej do Lichenia (jakoś środek maja) pan Galla namawiał Pioska, Małego, Sarę i Gretę, aby przyszli na trening i zaczęli biegać. Jaki sposób pozyskiwania nowych zawodników, to były czasy.

Kolejnymi zawodami były Mistrzostwa UKS-ów Dolnego Śląska 8 czerwca 2002 roku. Tak mi się spodobało bieganie, iż postanowiłem się do tych zawodów przygotować na trzy tygodniowym obozie wysoko górski na Łysaku :P. Skutki było widać. Jednak bieg ukończyłem na trzecim miejscu. Jacek poczekał minutę na Pyrkę i przywiózł go do mety. W ten sposób Pyrka był pierwszy, Jac drugi, a ja trzeci. Zawody już były klasa! Tam zdobyłem swój pierwszy medal. Po tych zawodach dostałem swój pierwszy dederon od Świstaka. Taki czerwony z białym paskiem na środku i podartymi rękawami. Wtedy czułem się doceniony i moje marzenie się spełniło, „mam prawdziwy dederon” ;D




Zawody, o których pamiętam do dziś to Puchar Najmłodszych w Łodzi. Zawody w moim wykonaniu może nie najlepsze, ale to zakończenie. Odbyło się w jakieś dyskotece, takiej z prawdziwego zdarzenia i ta wyżera. Wszystko za free!!! Jak dla dziewięcioletniego kajtra było to nie lada przeżycie.

W wakacje udałem się z Pyrką, Jackem i Małym na obóz do Przesieki. Zostaliśmy ulokowani w Zielonej Gospodzie. Przez dwa tygodnie trenowaliśmy pod okiem Przemka Domagały.

Na jednym z treningów biegaliśmy parami Ja z Jackiem i Pyrka z Małym. Dogoniliśmy chłopaków i zaczęliśmy pokonywać trasę razem. Przy zbiegu Jac skręcił sobie kostkę. Został zachowany duch fair play i zostawiliśmy go, aby skończyć trening. Błysk geniuszu tandemu Grabczyk-Pyrka i wylądowaliśmy w jakieś wiosce poza mapą :P W akcie desperacji zapukaliśmy do jakiegoś domu z prośbą o skierowanie nas w stronę Przesieki. Wytyczonym szlakiem udaliśmy się w stronę zakwaterowania, w którym czekał na nas Jac z bananem na twarzy.

Obozik przedni, na którym rządziliśmy ostro. Wyrwałem drzwi z zawisów. Pyrka kolekcjonował guzy na głowie. Śliwa urosła mu chyba z 1cm! Klucze to średnio gubiliśmy raz na trzy dni. Pierwszy raz zostaliśmy przyłapaniu na picu piwa przywiezionego z wyjazdu do Czech!!! Myyy a jakie było dobre ;D. Opalanie się na tarasie, nie wstawanie na rozruch! Nie chodziliśmy na obiady, bo nie byliśmy głodni, a potem zamawialiśmy pizze, z którą też były różne hity. Jeden z najlepszych obozów, na jakich byłem, który został zwieńczony GPPolonia w Jeleniej Górze na których byłem trzeci :D
Pierwszy rok mojej kariery przebiegł na beztroskim jeżdżeniu na zawody i wynikach, które też niewiadomo z kąt się brały, ale było przednio. Kolejne sezony mojej mało ciekawej kariery postaram się opisać w następnych tygodniach tej dobijającej jesieni.

P.S- postarałem się wrzucić wszystkie mapki, jakie znalazłem z zawodów i obozu.

wtorek, 6 października 2009

BnO, a wypracowanie na polaka

Chciałbym się pochwalić jakie to strzeliłem wypracowanie na polaka :). Tematem było krótkie wymyślone opowiadanie o hiobowych wieściach. Postanowiłem napisać, jak mogłyby przebiegać pewnego razu zawody w kat. M-18. O jakiekolwiek zbieżności proszę mnie nie posądzać, bo to tylko moja bujna wyobraźnia:)

„Pewnego dnia wybrałem się z mym matczynym klubem na zawody w biegu na orientacje. Wyjechaliśmy z pod szkoły o godz. 8.00 i nic nie zapowiadało, że będą to niezwykłe zawody.
Dojechaliśmy na miejsce godzinę przed startem. Spojrzałem na minuty startowe i okazało się, że goni mnie na dwie minuty Michał Olejnik, alfa i omega polskiej orientacji sportowej. Plan miałem prosty, na początku pobiec na tyle mocno, na ile dam radę, a gdy mnie dogoni, biec za nim. Ruszyłem do lasu z pełnym impetem. Pierwszy punkt czysto, drugi także. Trójka, błąd na 1.30 min i mnie miał! Postanowiłem biec za nim tak, alby nie być dla niego kamieniem u czyi. Po przebiegniętych trzech czwartych trasy, czułem się jakbym przeszedł gehennę, przeżył gehennę. Jednak postanowiłem nie odpuścić, choćby za cenę przejścia na łono Abrahama i biec dalej za błękitnym dederonem. Na zbiegu do piątego punktu doszła do mojej głowy hiobowa wieść. Przewróciłem się, a Michał mi uciekł. Pomyślałem sobie Bóg dał, Bóg wziął. Postanowiłem pokazać, że nie mam miedzianego czoła i powalczyć do końca sam. Tempo wolniejsze, ale bezbłędnie dobiegłem do mety. Mój czas był obiecujący. Okazało się, że w tym wariackim biegu zapomniałem podbić jednego punktu i zostałem zdyskwalifikowany.
Tak pięknie zapowiadały się te zawody. Stałem się kozłem ofiarnym swoich wygórowanych ambicji. Niepotrzebnie się podpaliłem. Należało biec swoje, ale taki jest sport.”

Gdy otrzymałem zeszyt z oceną, dumny z siebie otworzyłem go na wypracowaniu. Byłem pewien, że 4 wpadnie. A tu niespodzianka tylko 3! Bez chwili wahania wystartowałem do nauczycielki z pytaniem, dlaczego tak mało? Odpowiedź był jednoznaczna: „zbyt potoczny język!” Nie pomogły nawet tłumaczenia, że to: „proza polskiej orientacji sportowej.” Cóż chciałem dobrze, wyszło jak zawsze:) Chociaż 3 to zawsze pozytywna ocena :PPP

poniedziałek, 5 października 2009

Wyniki on-line na MP


Mistrzostwa Polski to najważniejsza impreza w rangi ogólnopolskiej w światku orientacji sportowej i pewnie nie tylko. Ja, jako wierny fan owej dyscypliny w piątek przed godziną 19.30 zasiadłem przed komputerem, wyregulowałem krzesło, kupiłem popcorn i pepsi :P, usiadłem wygodnie na krześle i włączyłem komputer. Wchodzę na orienteering, tam odnośnik to MP i WYNIKI! Ciśnienie skoczyło mi gwałtownie, gdy okazało się, że pod linkiem WYNIKI znajdował się napis „wyniki w swoim czasie”! Lekko załamany postanowiłem poszukać linka na forum, może tak został on ulokowany, aleeeee nieee! Lipa na maxa! Nie wiem do końca, jaka była przyczyna braku wyników on-line, ale nie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie z tego powodu:( . Po części rozumiem brak wyników jak to mi Rychu dziś wytłumaczył „ to było takie zadupie, że … ‘’. Kolejnym moim usprawiedliwieniem organizatorów to to, iż wszyscy yyy większość zainteresowanych była właśnie na MP, jednakże zawsze znajdzie się ten odsetek. ;) Jedyną rekompensatą są zdjęcia w kolosalnej ilości. Zważając na te wszystkie argumenty, (jak to mnie kiedyś na Spring Cup-ie nazwano), jako „najbardziej upierdliwa osoba” nie jestem zadowolony z przebiegu tej sprawy. Wydaje mi się, że wyniki na żywo to już powinien być standard. Może na MP w longu będzie inaczej. Oby tak :))


niedziela, 27 września 2009

Memoriał Lisa - Cytadela Poznań


27 września udałem się z klubem na sprint do Poznania. Wchodząc do autobusu okazało się, iż jestem najstarszym zawodnikiem w samochodzie (nie licząc szefostwa). Rychu zrezygnował z wyjazdu i normalnie czułem się jak OLDBOY :P Do czego to doszło :D Bieg zapowiadał się ciekawie, bo nie biegałem tam jeszcze i traska bardziej podchodziła pod skrócony średni niż sprint.

Na cytadeli zameldowaliśmy się przed 10 godziną. Start rusza o 10.30. Tak więc szybkie sprawdzenie swojej minuty, a tu ci niespodzianka, biegamy na kartach!!! Jak to się używa ??? Ostatni raz kartę, taką kartonową, z kratkami do podbijania :P to chyba miałem z trzy lata temu. ;) Nie no zawsze jakaś nowość, a i jeszcze warto przypomnieć, że startowałem w OPEN. Na trasę wyszedłem 39min po starcie pierwszego zawodnika.

1pkt- mocno, wziąłem ogrodzenie nie z tej strony.
2,3 pkt - pewnie i czysto.
4,5 pkt - nom i tu się zaczęły schody, atak ścieżką na punkt, w prawo i powinno być dobrze. Check i odbiegam w lewo do 5 jakoś coś tu nie pasuje, hmm? Nawrót !!! Okazało się, że 4 była 5. Coś tu nie pasi??? Mnie się wydaję, że ścieżki tam nie pokrywały się z tymi w terenie ;((( Około 1.30 min błędu.
6 pkt - zły odbieg od punktu, chciałem nadrobić co straciłem, a tu znowu dokładam czas ok. 45sek.
7 pkt - wariant nie najgorszy, ale przy wejściu z 15 sek błędu.
8,9,10 pkt - czysto!!!
11 pkt - zły odbieg, -10 sek.
12pkt - Zamiast obiegać górkę przewiozłem się przez, nie byłoby najgorzej, jednak przy zbiegu w salomonach był problem, -10sek.
13,14,15,16,17,18 pkt - pewnie do mety.
Ile sekund przy każdym podbiciu punktu straciłem to nie jestem w stanie obliczyć, ale był to problem:))) Bieg ukończyłem jako czwarty, za W.Dwojakiem, R.Nowakiem i F.Galla. Z miejsca jestem nawet zadowolony spoglądając na tę ilość błędów... ale z biegu ...

Nawet fajna niedziele zrobiła się dzięki tym mini zawodom:)))
P.S - przepraszam za jakość mapy ale zrobiłem tylko zdięcie, bo mam chwilowe problemy ze skanerem :]

czwartek, 17 września 2009

Psychika w BnO

Postanowiłem napisać kilka moich przemyśleń na temat psychiki w bieganiu na orientacje. Gdyż, wydaje mi się że to jest przyczyną moich występów w kratkę. Psychika jest najbardziej niedoceniana, a jednak temperament ma ogromny wpływ na wyniki w sporcie. Weźmy ostatnie kilka zawodów w moim wykonaniu:
-GP Silesia (+),
-OOM (- !),
-GP Polonia (+),
-GP Pomorza (+/-),
-no i KMP (-).
Po bieganiu przyzwoicie (na luzie) GP Silesia przyszła pora na OOM. Stan psychicznego napięcia zdominował mnie (czyt. sparaliżował). Wszystkie trening zaczynające się od połowy listopada do OOM były podporządkowane pod te jedyne zawody. Każdy trening realizowałem, aby dobrze wypaść na olimpiadzie. Psychiczne napięcie rosło z tygodnia na tydzień. Odpowiednie naładowanie prowadzi do optymalnego stanu startowego, ale w przypadku nadmiernego pobudzenia dochodzi do "gorączki startowej", która paraliżuje. Wydaje mi się iż miałem właśnie z takową "gorączką" doczynienia (nie jestem psychologiem ale tak mi się wydaje:)) ). Przygotowany kondycyjnie byłem nieźle, z orientacją było również dobrze co choćby udowodniłem na GP Silesia. Jednak psychika spowodowało, że najważniejsze zawody w roku zamieniły się w najgorsze. Trenejro przebąkiwał już na obozie iż brakuje mi chłodnej głowy ale nic nie poczyniliśmy w tym kierunku. Dobrym przykładem mojego przeciwieństwa jest Piosek. On zawsze podchodził luźno do biegania i mu wychodziło.
Nie pisze tej notki po to by się usprawiedliwiać z moich słabych wyników na OOM, a tylko chcę przybliżyć wartość psychiki w sporcie, a zwłaszcza biegach na orientacje!!!
Jedyne co mi pozostało to popracować do sezonu 2011 i liczyć na to, że to właśnie będzie ten sezon!!!

poniedziałek, 14 września 2009

KMP Gdynia '09

Klubowe Mistrzostwa Polski zapisały się w kartach Polskiej Orientacji Sportowej złotymi głoskami za sprawą siedmio-zmianowej sztafety. Trzy lata temu w Puławach tego typu bieg został rozegrany i mi osobiście przypadł do gustu. Pierwsze zmiana noc, kolejna na drugi dzień rano ... a co ja będę wam tłumaczył przecież i tak się wszyscy w tym "orientujecie". Powodują że wszyscy są zainteresowani przebiegiem rywalizacji, a emocje trwają od wieczoru do godzin popołudniowych następnego dnia. Skusiłbym się o nazwanie ich "Polską" 10milą.
Ale zacznijmy po kolei. Piątek, sprint rozegrany na terenie parku sportów esktremalnych oraz pobliskiego lasu. Teren bardzo ciekawy, końcówka trasy trudna ze względu na sporą ilość punktów. Sprint interesująco rozegrany, jednak nie obyło się bez drobnych uchybień. Wiem że to brzydko negować kogoś, kto się natrudził przygotowywując super zawody. Krytyka przychodzi podobno ludziom łatwiej więc ja się tego uszczegnę i nic o tym nie wspomnę ;P.
Co do mojego biegu to z pierwszej części trasy jestem zadowolony ale końcówkę skopałem na około 2min i miejsce w pierwszej piątce uciekło. Tak głupie błędy, że masakra. Zmyliła mnie duża ilość krzyżyków na mapie.
Kolejnego dnia w sobotę odbyły się w moim wykonaniu dwa biegi, katastrofalne biegi! Średni ... . Średni charakteryzuje się precyzyjną orientacją, której mi zabrakło na całej trasie. Najchętniej zwaliłbym to na szwankujący (3 letni) kompas, lecz to nie wymówka, tłumaczenie się kompasem tylko bardziej mnie kompromituje. Więc to były tylko i wyłącznie moje błędy, które kolejny raz pozbawiły mnie dobrego miejsca.
Popołudnie spędziłem w Sopocie relaksując się oglądaniem meczów Polaków w kosza i siatkę, jednak stres biegania pierwszej zmiany stopniowo udzielał się coraz mocniej i relaks był nie do końca udany.
Przed 20 godz. przyjechaliśmy do szkoły abym z Frankiem przygotował się do biegu nocnego. Godzina 21.15. Odliczanie. Pięć! Cztery! Trzy! Dwa! Jeden! ... Poszliiiii ! Ponad czterdziestu zawodników na starcie i 150m przed nimi furtka o szerokości 90cm. Jedni ruszyli mocniej inni odpuścili sobie początek, by nie przepychać się w bramce. Pierwszy, drugi punkt, motylki, ..., dziewiąty, ..., dwunasty wszystko idzie jak na razie przyzwoicie, drobne odchyły ale nie jest źle. Następuje przebieg na punkt trzynasty. Już teraz wiem dlaczego trzynastka jest pechowa! Uderzam na pierwszej drogi i transport pod punkt ale dupa! Przebiegam pierwszą ścieżkę i ląduje na drugiej, która odchodzi w drugą stronę. Naprawiam swój błąd ale znowu ląduję w punkcie, gdzie się znalazłem wcześniej. Nie dobrze! wybieram asekuracyjny wariant na maksa. Po tym błędzie panika ogarnęła mnie całego i na dodatek ból brzucha. Drugi motylek zaliczam marszem z panem Dutkowskim i końcówkę pewnymi wariantami do mety. Sporo straty, jeszcze więcej błędów. Miejsce odległe. Wstyd! Cóż widocznie jestem słabo przygotowany aby biegać na w miarę równym przyzwoitym poziomie.
Niedzielę mając wolną od biegania spędziłem podziwiając poczynania innych sztafet oraz prowadząc konwersacje na nie za wysokim poziomie inteligencji z wiadomej przyczyny :P Ostatni dzień podobał mi się najbardziej. Fajnie tak pooglądać poczynania innych z boku. Powygłupiać się i porobić kilka fajnych rzeczy o których niektórzy wtajemniczeni wiedzą no jest jeszcze jeden aspekt ale o tym nie teraz i nie tutaj:D

czwartek, 10 września 2009

Grabczyk od czarnej roboty :P


Zostałem wybrany na pierwszą zmianę w Sztafecie Pokolenia, którą jest bieg nocny ze startu wspólnego. Nigdy nie byłem orłem w biegach nocnych (w swojej karierze mam jak narazie 3 biegi nocne), więc nie wiem dlaczego kolejny raz zostałem nominowany na tę mało komfortową pierwszą zmianę. Podjąłem rękawice i zdecydowałem się z Frankiem i Rysiem na odbycie treningu nocnego, aby choć trochę przyzwyczaić się to tej formy orientacji. W środę o godzinie 20.45 pojechaliśmy zieloną "FECIĄ" do Olejnicy na mapę. Franc rozrysował trasy i zdecydował, że każdy rozstawia po pięć punktów, kolejnych pięć podbiją i ostatnie pięć zbiera tak, aby to płynnie poszło. Każdy rozbiegł się w swoją stronę. Początek trasy miałem dość wolny. Chciałem pewnie rozpocząć, by się nie zrazić oraz dobrze rozstawić punkty, aby Rychu z Francem mnie nie zlinczowali. Rozstawienie poszło powoli ale pewnie. Starałem się obierać najpewniejsze warianty (przeważnie po drogach), zbiegając z dróg tępo biegu znacznie spadało, ale na drogach starałem się różnicę czasową odrobić z nawiązką. Kolejnych pięć punktów poszło też wmiarę płynnie, oprucz jednego źle obranego azymutu( strata około 1min 30sek). Zebranie ostatnich pięciu punktów nie sprawiło mi większych trudności. Jedynym mankamentem było mało pewne wejście na punkt.
Trening nocny był pozytywną odskocznią od biegania po lesie w dzień i fajnym doświadczeniem. Już padły propozycje na kolejny nocny trening za dwa tygodnie, może są jeszcze jacyś chętni na bieganie w nocy po lesie??

sobota, 5 września 2009

MTSF


5 września odbyły się z Poznaniu na AWF-ie testy kadr wojewódzkich w MTSF (Międzynarodowy Test Sprawności Fizycznej). Znajdując się w niniejszej kadrze musiałem o godzinie 5.50 udać się busem na owe testy, które zaczynały się o godzinie 10.00. Testy składały się z trzech etapów. Na początku udaliśmy się na mierzenie, ważenie itp. Później udaliśmy się na stadion aby pobiec 1000m i 50m, a na końcu przeszliśmy na halę, by wykonać ostatnie 6 ćwiczeń którymi były: skłon tułowia w przód, siła dłoni, podciąganie na drążku, brzuszki, skok z miejsca i bieg zwinnościowy. Wszystkie próby wykonałem z różnym skutkiem, ale w porównaniu z zeszłym rokiem to widać poprawę. Mam nadzieję, że za rok również będzie to wzrost a nie spadek. :D

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Grand Prix Pomorza '09




W ostatni weekend wakacji udałem się ze skromną ekipą (Marqiz, Kenarf oraz Marta) na Grand Prix Pomorza do Pucka. Były to zawody trzydniowe z średnim i dwoma klasykami. W piątek ruszył start o godz. 15.30. Pierwszy bieg był dla mnie szokiem na maksa. Ostatnie 5 miesięcy spędziłem na przeprawianiu się przez jary oraz bieganiu po warstwicy a tu ci psikus, warstwic i jarów jak na lekarstwo. Same bagna, ogrodzenia, ścieżki oraz gęstwinki. Tego biegu zdarzył mi się jeden poważny błąd na powyżej 3 min oraz kilka drobnych błędów maksymalnie do 1min. 30sek i z nich uzbierało się ponad 8 min. Co nie rokowało najlepszego miejsca, którym było ósme. Następnego dnia wyciągnąłem wnioski i mój bieg był dużo lepszy. Byłem przygotowany na to co mnie spotka w lesie i suma moich błędów tego dnia oscylowała w granicach ok. 4min i 30sek. Z trzeciego miejsca byłem zadowolony jednak ilość błędów była kolejny raz spora. Marzyło mi się trzeciego dnia zrobić maksymalnie 2min "gały". Jednak to były tylko marzenia, las wszystko zweryfikował. Jeden źle obrany wariant, jeden odchył na kierunku i marzenia poszły się ... . Trzeciego dnia w moim wykonaniu było ich więcej niż po jednym złym kierunku oraz wariancie, co spowodowało, że nie miałem co marzyć o dobrej pozycji, ale piąte miejsce przy tylu błędach było zaskoczeniem. Czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej, również było małą niespodzianką. Wiadomo, zawsze chciałoby się być na podium, jednakże biorąc pod uwagę pierwszą część sezonu to teraz każdy wynik w pierwszej szóstce powinienem uważać za sukces.
Co do zawodów to były zoriganizowane dobrze. Jedynymi uchybieniami były brak toy-toy'a pierwszego dnia oraz nie do końca dobra miejscami mapa. Teren zawodów był bardzo trudny do zmapowania oraz opady deszczu spowodowały małe błędy na mapie. Zawody oceniam pozytywnie i jestem zadowolony, że ostatni weekend spędziłem w Pucku.

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Grand Prix Polonia Przemyśl

W dniach od 11 do 16 sierpnia byłem na zawodach w Przemyślu. Środa trening na mapie. Czwartek - wolne, a od piątek do niedzieli GP Polonia z trzema etapami, końcowym handicapem, oraz popołudniowo - sobotnim biegiem Szwejkowskim. Etap pierwszy, bieg udany, pół trasy przebiegnięte w spódzielni z Francem. Trzecie miejsce. Bieg drugi mógłbym zaliczyć do udanych, gdyby nie błąd na 2 pkt na 5min 30sek. Miejsce odległe, gdzieś pod koniec pierwszej dziesiątki, ale nadal w ogólnej klasyfikacji trzeci z 35sek. przewagi nad czwartym Jeżem, 1min 51sek. przewagi nad piątym Hetmanem i z 3min 7sek. przewagi nad szóstym Jasińskim. Handicap pobiegłem bardzo mocno od początku co świadczy choćby ZEROWY przebieg na jedynkę. Starałem się początek trasy pobiec na tyle szybko i bezbłędnie alby móc pozwolić sobie na jeden błąd, bo z doświadczenia wiem że pod koniec trasy głowa przestaje pracować z różnych powodów:PPP i tak też było. Odbiegając od dziesiątki starałem się przedrzeć przez kszaki i tak mnie w nich zakręciło, że posiałem tam 3min 30sek. przewaga, którą sobie wypracowałem była na tyle duża, by spokojnie zakończyć bieg na trzeciej pozycji. Taktyka na rozegranie biegu się opłaciła :)))
W biegu Szwejkowskim (sprint) wystartowałem w męskiej elicie i zająłem 29 miejsce na 50 zawodników. Zrobiłem poważny błąd na jedynkę. Bezmyślniej przebiegłem przez górę zamkową zamiast ją obiec co kosztowało mnie 50sek. i 10 pozycji na wynikach.
Z zawodów jestem zadowolony, mimo że robiłem sporo błędów udało mi się wskoczyć na podium i to nie na byle jakich zawodach. Oby tak dalej ...

sobota, 8 sierpnia 2009

...



Po 6 dniach "nie biegajstwa" (w końcu wakacje) wybrałem się na podobny trening jaki miał ostatnio miejsce na mapie "Golamoska". Trzykilometrowy trening azymutowy jak we wcześniejszym poście wspomniałem na mapie "Cegielnia". Kolejny raz skorzystałem z usług siostry która wie jak się obsługiwać mapą i kompasem. Nakreśliła mapę i rozstawiła punkty:))) Jak chce to potrafi:DDD Dzisiejszy trening był dużo lepszy. Las był przebieżny co pomagało obierać precyzyjne azymuty (bynajmniej próbowałem). Trasę pokonałem ze średnią prętkością 8,5 min/km. W takim terenie i przy tym treningu jest to całkiem przyzwoicie. Obyło się bez większych błędów przy punktach.


Cały czas nie daje mi spać występ na OOM. Staram sobie wytłumaczyć na różne sposoby dlaczego tak... . Może się do tego sportu nie nadaję, nie trafiłem z formą, a może nie mam talentu??? Hyyyy talentu...

piątek, 31 lipca 2009

Ambitnie


Po powrocie z OOM postanowiłem zrobić coś ze swoją orientacją. Moje wszystkie "olimpijskie" biegi można spuentować tak: BIEGAŁEM PO LESIE, JAK ŻYD PO PUSTYM SKLEPIE. Tak więc nie ma co się żalić tylko wyciągnąć wnioski i pracować dalej z nadzieją, iż sukces w końcu przyjdzie. Ciekawą myśl podrzucił mi p. Karol: "jesteś zamocny biegowo co do poziomu swojej orientacji"?! Może to i prawda :??? Czy bardziej problem z psychiką??? Wszystko było układane pod OOM i się za bardzo podpaliłem??? Hyyym??? Idąc tropem pana Karola, postanowiłem zorganizowałać sobie trening na mapie, tzw "azymutówkę", po mapie "Golamoska". Mój poziom załamania był wysoki ale nie trwał długo. Po powrocie z Nowego Sącza naładowany AMBICJĄ (nie wiadomo dla czego :D) wziąłem się do pracy na mapie. Za pomocą Magdy która wyrysował mi traski, pomogła w robieniu czegoś co przypominało lampiony i rozstawiła punkty; pobiegałem sobie ok 45min z różnym skutkiem:))) Ale zawsze :D Mam nadzieję, że choć trochę ten trening pomoże mej orientacji:))) Przed GPPolonia postaram się zorganizować podobny trening ale na "Cegielni", by się nie skompromitować na kolejnych zawodach...

Aaa... jakby co to trening został mało-profesjonalnie narysowany w paincie

Kilka ostatnich stron z dzienniczka treningowego