Siedząc w zielonym pociskaczu postanowiłem schreibnąć kilka słów na temat wyjazdu do Wenecji. Wszyscy napaleni na wyjazd zebraliśmy się o godz. 6 przed szkołom i wyruszyliśmy na półwysep Apeniński.
Przed Bolesławcem pomyliliśmy zjazd i wylądowaliśmy nie na tej autostradzie co trzeba, przez co nadłożyliśmy jakieś 50km. Czy to możliwe, aby w Polsce pobłądzić na autostradzie??? A jednak!!! Droga mijała pod znakiem bolącej dupy!!! Z kilometra na kilometr pośladki powodowały grymas na twarzy na niejednym uczestniku owej podróży. Od Austrii wyłem z bólu, zmieniając środek ciężaru z lewego półdupka na prawy i tak na zmianę. Na miejsce dojechaliśmy około 21.30, ponieważ zdążyliśmy jeszcze pobłądzić (nie ma jak to 5 orientalistów w samochodzie i Rychu z mapą) przed samym zjazdem do Wenecji. Mając za kierownicą Marka 'Loeba' byli byśmy pewnie z 3h szybciej, jednakże pewien samochód nas spowalniał.
Kolejnego dnia w sobotę od samego rana udaliśmy się na wyspę aby trochę pozwiedzać i rozpocząć wielkie bieganie w mieście św. Marka. Nie ukrywam miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie: drobne uliczki, kanały, mosty, gondole i te „piękne” WŁOSZKI :ppp.
Pierwsz
ym biegiem był skrócony średni. Skala mapy 1.5000, stwierdzam że BANAŁ. Banał, banałem, jednak udało mi się zrobić ok. 100sek błędu na wariantach. Jednego błędu byłem świadom, a drugi uświadomił mi dopiero Marek na miecie. Czas mojego biegu na wydrukach wynosił 26.06min, jednak niewiadomo dlaczego dodano po 1 min do wyników( tak więc biegałem 25.06min, czyli 6.16min/km). Nogi nie kręciły się jak należy i biegło mi się ciężko. Dało mi to 21miejsce w kat. MM2, kategorii seniorskiej. Stwierdzam, iż po ciężkim sezonie biegania, zawody po Wenecji to tak jak „cud w Kanie galilejskiej, czyli najlepsze wino zostawione na koniec”.

Mam dwie propozycje w jaki sposób nazwać drugi dzień biegania. Pierwsza z propozycji to: „ ostatni bieg w kategorii M-16 był serią błędów jak zresztą cały sezon” lub „kur** mać”. Który wybieracie???
Wracając do samego biegu to startowałem ostatni raz w M-16 i wypadałoby zakończyć szesnastki z hukiem i tak też uczyniłem pierwszy raz w życiu zabierając nie swoją mapę. Chciałem poczuć się jak kobieta i zaliczyłem sobie traskę W-16. Liczyłem na przyzwoity ostatni bieg, a wyszedł jakiś cyrk Zalewskiego :P. Cóż życie.
O godzinie 17.04 wyjechaliśmy zielonym punciokiem z powrotem do Moch. Podróż potrwa z 12h, dokładnie nie jestem świadom, gdyż piszę to gdzieś w okolicach Monachium. Ta męczarnia jest warta zachodu. Za rok chcę jeszcze raz!!! Jedne z najlepszych zawodów w moim życiu jak nie najlepsze.
Zakładając bloga postanowiłem pisać tutaj o wszystkim szczerze mimo wstydliwych rzeczy, jak bez wątpienia stała się drugiego dnia w Wenecji. Nie mam jak to starać się być profesjonalistą i robić takie głupie błędy;|
OdpowiedzUsuńznalazlem tylko jeden blad wariantowy na tej pierwszej mapie (7 PK):P jaki to ten drugi?:)
OdpowiedzUsuńPrzybiegając na metę wydawało mi się, że tym jedynym błędem był tylko niepotrzebny obieg na 8 PK (tusz przy odbiegu od 7), a gdy przybiegłem i porównaliśmy czasy to na PK 7 straciłem ponad 50 sek. oraz reszta to brak pewności przy wejściach na …
OdpowiedzUsuńa o punciakowym JUST 5 nie napisales :) Przeciez plyta nagrana w czasie podrozy zyskalaby status platynowej w ciagu tygodnia :) szczegolnei gdyby promowaly ja single "W dzien goracego lata" i "Po prostu milosc" :D:D
OdpowiedzUsuń20 yr old Accounting Assistant IV Glennie Murphy, hailing from Saint-Sauveur-des-Monts enjoys watching movies like "Christmas Toy, The" and Hunting. Took a trip to Strasbourg – Grande île and drives a Sonata. przejsc na strone
OdpowiedzUsuń