poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Sierpniowe wojaże


Nie powiem, drugi miesiąc wakacji w porównaniu z pierwszym był bardziej obfity w obozy jak i zawody. Grand Prix Polonia czy Karst Cup to jedne z nielicznych atrakcji tego miesiąca, ale zacznijmy od początku.

Obóz w Zakopanem 4-8.08.2010

Na początku miesiąca wybrałem się do stolicy Tatr poprawić swoją wytrzymałość oraz siłę na jakże malowniczych polskich szlakach. W większości treningów towarzyszył mi Władek w Grunwaldu. Pięć dni improwizacji wyglądało następująco:

Środa

- OWB 18km (droga nad reglami)

-OWB 8,5km(droga pod reglami)

Czwartek

-marszobieg 20km (ośrodek - Giewont - Kasprowy Wierch – Ośrodek)

Piątek

- marszobieg 22km „atak na Rysy” (nieudany atak, 400m przed szczytem dopadła nas burza)

Sobota

-OWB 18,5km (Kiry – Miętusi – szczytem do Strążyskiej)

-OWB 11km (droga pod reglami)

Niedziela

-Wycieczka biegowa 13,5km ( spora siła)

-powrót

111,5km i potężna siła.


Grand Prix Polonia 12-15.08.2010

W czwartek rano wyjechałem z klubem do Jarosławca na niniejszą imprezę. Wyjazd odbył się dzień wcześniej, ponieważ dojechanie do naszej „Azji Mniejszej” trwa około 12h, a taka wyprawa w dniu zawodów nie jest możliwa, albowiem dzień ma tylko 24gdziny.

Rozplanowanie biegów na tę wielodniówkę zapowiadało się bardzo ciekawie, piątek klasyk w terenie górskim oraz klasyfikacje do sprintu, w sobotę klasyk po płaskim oraz finał sprintu a wisienką na torcie niedzielny sprint. Osobiście najbardziej nastawiałem się na górski klasyk. Po wcześniej odbytym obozie liczyłem na to, że góry będą moim sprzymierzeńcem przy braku szybkości. Jednak na marzeniach się skończyło, a wcześniej pokładane w „górach” nadzieje zabiły mnie. Okazało się, że okres regeneracyjny był za krótki, właściwie go nie było, a niemoc przyszła właśnie po ok. 2km pierwszego biegu. Nogi jak z waty, problemy z oddychaniem w sumie problem z truchtem po płaskim i przeszedłem oddychając, jak parowóz całą trasę!!

Popołudniowy sprint z góry zlałem, widząc swoje przygotowanie biegowe i możliwości sprinterskie postanowiłem ten bieg potraktować ja dobrą zabawę i o dziwo udało mi się zakwalifikować do finałowej 15-stki.

Drugi klasyk w sobotę także potraktowałem z przymrużeniem oka. 32’C w cieniu i to maślactwo biegowe. W lesie, dzięki dobremu nawodnieniu przed biegiem czułem się dobrze do 10pkt. Kolejnym celami było: „aby dotrwać do wodopoju”, a następnie „doczłapać się na metę”. Właśnie biegnąc na ostatni punkt zrobiłem najpoważniejszy błąd na trasie, który zaważył o tym, że nie znalazłem się o dziwo w top5. Słysząc głos komentatora, nie sprawdzając kompasu i z jedynym marzeniem wzięcia kubeczka z wodą po sczytaniu chipa, postanowiłem sobie dołożyć jeszcze z pół km, aby się jeszcze dorżnąć w tym upale, a co tam się będę !!

Finał sprintu także na luzie, ale tym razem nie poszło już tak kolorowo. Wylądowałem na jakimś 14-stym przedostatnim miejscu i naciągniętym śródstopiu, które przekwalifikowało mnie na fotografa niedzielnego biegu.




Karst Cup i Grand Prix Slovakia

Po GPP przeniosłem się do obozu LKO, z którymi to miałem się udać do Słowacji na zawody. Dwie noce zostaliśmy w Jarosławcu, aby we wtorek udać się dwoma busami do Dedinek – malowniczo położonej wioski nad zalewem oraz otaczających jej górami. Na pobliskim polu namiotowym rozłożyliśmy LKO-owskie miasteczko namiotowe w którym to miałem spędzić kolejnych 5 nocy.

W przeddzień zawodów (środa) udaliśmy się do Tatralandii – podobno największego Aquaparku w Środkowej Europie. Kilkanaście zjeżdżalni, basenów, restauracji, boisk, park linowy itp. Super miejsce na spędzenie wolnego dnia. Mi nie było do końca dane skorzystać z wszystkich tych rarytasów z powodu słabej pogody(18’C) oraz problemu z plecami po upadku na zjeżdżalni, ale o tym później.

Co do samych zawodów to pierwsze dwa etapy odbywały się 55km od naszego obozowiska i były to etapy Karst Cup na specyficznych zielonych dołach i łąkach, z kolei ostatnie dwa etapy znajdowały się już w Dedinkach i ich teren bardziej przypominał ten spotykany w Polsce, choćby w okolicach Jeleniej Góry.

Pierwszego dnia biorąc mapę i ruszając kompletnie nie wiedziałem co się dzieje?! Jak tu się poruszać, według czego się odnosić ?? Dwa potężne błędy na 1 i 3pkt i już wiedziałem;) obiegać wszystko „żółtym” na gwałt. Po za tymi błędami dalszy bieg był już całkiem całkiem.

Kolejnego dnia było już dużo lepiej, jednak błędów również się nie ustrzegłem. Muszę przyznać że po tygodniu odpoczynku na tych zawodach nogi zaczęły się już całkiem przyzwoicie kręcić, aż miejscami za mocno.

Trzeci etap przeniósł się w pobliże naszej bazy. Dzieliło nas tylko 40 minutowe podejście pod górę;) Tego dnia został rozegrany jedyny średni w całej czterodniówce obstawionej klasykami. Muszę przyznać że tego dnia poszło mi najlepiej dwa błędy na 1.15min, a tak to biegłem pewnie, cały czas kontrolując mapę.

Ostatni bieg był handicapem. Dla mnie był to taki bezpłciowy bieg. Startowałem z 8 pozycji, nie byłem w stanie dojść kolesia przede mną, a dziewiąty jak mnie dogonił po moim przeciętnym biegu w pierwszej części trasy, spokojnie uciekłem mu na ostatnich 4 punktach i zawody się skończyły.

Podsumowując: super wyjazd z LKO-wcami, spanie pod namiotem też pro, Aquapark ujdzie, gra w pyrę to legenda, moja postawa dużo lepsza od tej na GPP, jednak sporo dobiegająca od tej nad jaką pracuje, a zawody !! Zawody bajka, Słowacy pokazali, że bez żadnych konkursów można postarać się o porządną organizację!!





Po powrocie do domu mimo ciągłego bólu pleców spowodowanych upadkiem pleców postanowiłem tak jak to na Słowacji, wziąć tabletki przeciwbólowe i udać się na trening nocny na mapie. 90min na mapie Olejnica. Mimo że udałem się sam na trening uważam go za całkiem udany, powoli zyskuję pewność w bieganiu w nocy na kierunek, budujące.

Kolejnego dnia w środę zaczęły się jednak dziać rzeczy niepokojące!! Rozpoczęło się od problemów ze wstaniem z łóżka, ból pleców stał się nieznośny, nie wspominając o zejściu ze schodów. Postanowiłem się udać na masaż, który za dużo nie zdziałał i kolejnego dnia udałem się do szpitala na prześwietlenie i do poradni ortopedycznej. Zdjęcie nic nie wskazało, a doktor stwierdził ze to stłuczenie mięśni przybocznych. Nie wieje to optymizmem na przyszłość zwłaszcza, że w czwartek jest wyjazd na zawody do Włoch i właśnie mija mi obóz przed mp, słaboooo!!



wtorek, 3 sierpnia 2010

I Rajd Konwalii

Chciałbym dla was zdać relację z I Rajdu Konwalii (30-31.07), który to został zorganizowany przez Marysię Kosińską, Tomka Marciniaka, Marka Galla z drobną pomocą mojego macierzystego klubu. Był to ekstremalny rajd na orientację.

Wiem że ta recenzja może być w stylu „każdy Żyd swój towar chwali” ale tak naprawdę to ww. odwalili całą robotę, a ja postaram się opisać ich przygotowania, a także walkę zawodników oczami pomagiera.

Rywalizacja odbywała się w dwóch kategoriach, EXTREME oraz OPEN. Extremowcy ruszali w piątek o 21:00 i na pokonanie prawie 100km trasy mieli 24h, a Openowcy wyruszali 12 godzin później, a na pokonanie ponad 50km trasy mieli 12h. Było to tak pomyślane, aby zawodnicy jednej jak i drugiej kategorii w tym samym czasie pojawili się na mecie.

Extreme składał się z 70km trekkingu na mapie 1:50000 i czterech zadań specjalnych: nocna trasa na orientacje (7,5km), scorelauf, trasa na orientację (7.5km) oraz NOWOŚĆ 5km kajakami na orientację!!

Zaś Open złożony był z: 35km trekingu na orientację (1:50000) i trzech zadań specjalnych: trasa na orientację (5km), kajaki na orientację oraz scorelauf.

Moimi głównymi zadaniami na czas rajdu było: rozstawienie trasy scorelauf, porozstawianie punktów kajakiem, przypilnowanie zawodników na przeprawie przez kanał pontonem, oraz spędzenie 13h w lesie nadzorując score:pp. Najwięcej fanu sprawiło rozstawianie punktów kajakiem. Nie dość, że musieliśmy je rozstawiać z lampą, bo zastała nas (Marysia i ja) noc to prawie mapa się rozmoczyła. Z kolei siedzenie pół dnia w jednym miejscu prawie bezczynnie nie było już takie fajne, można było dostać na głowę ;pp. Około 18 godziny udało nam się zwinąć scorelaufowe obozowisko i udać się do bazy, a tam czekał na wszystkich makronik. Po całym dniu na ciastkach i wodzie był on ambrozją ;pp. Moja aktywność w organizacji rajdu zakończyła się godzinę przed zakończeniem, gdy wyczerpany psychicznie udałem się nadrobić nieprzespaną noc.

Zakończenie zawodów odbyło się o 21:00, dekoracją najlepszych zawodników w obydwu kategoriach, oraz nagrodzeniu najlepszej dziewczyny. Nagrody wydaje mi się że był jak na pierwszą edycję bardzo atrakcyjne. Lampki do biegania, solidne plecaki z camelbak-ami, zestawy gadżetów promujące naszą gminę oraz dyplomy. Właśnie dyplomem były puzzle na których była duża mapa z trasą rajdu oraz adnotacją miejsca i kategorii.

Co do moich odczuć widząc wycieńczonych i kulejących zawodników w połowie trasy jaki i na mecie naszło mnie kilka spostrzeżeń. Aby pokonać trasę extreme bez większego przygotowania do tego typu rajdów należało bardzo mądrze rozłożyć swoje siły, odpowiednio i systematycznie się nawadniać, jaki i dostarczać węglowodany i co najważniejsze nie robić błędów, by nie dokładać sobie dystansu. Być silnym psychicznie, aby przetrzymać wszystkie kryzysy i wygrać ze swoim organizmem docierając do mety. Obserwując całą tą sytuację na 65km stwierdzam, że faktycznie przygotowani byli tylko trzej zawodnicy Michał Jędorszkowiak, Remik Nowak oraz Bogdan Rycerski. Czy to warto porwać się na extreme, a potem „umierać” na nogi sto lat??!! Odpowiedzcie sobie sami ;)).

Z kolei trasa Open była już bardziej przystępna dla osób będących aktywnie sportowo, a zawodnicy trenujący bieganie i nie mający większych problemów z orientacją mogli nawet pokusić się o rywalizację o lokaty, a nie tylko chęć przetrwania.

Co do samej organizacji to chyba nie organizatorzy stanęli na wysokości zadania ;)) W centrum zawodów cała sala gimnastyczna jaki i 12 prysznicy było do dyspozycji, biuro zawodów było czynne przez cały okres trwania rajdu, punkty stały jak należy. Jedynie duża mapa się nie do końca zgadzała i z tym była odrobina problemów. Mimo wszystko już teraz w imieniu organizatorów zapraszam za rok na kolejną edycję Rajdu Konwalii !! Miejmy nadzieję że poziom frekwencji zostanie znacznie pobity, a może pojawi się więcej orientalistów?! Zapraszamy, a organizatorzy już się postarają o równie ciekawy rajd.

Strona zawodów

Galeria zdjęć


Duża trasa w skali 1:50000