poniedziałek, 24 maja 2010

Baltic Cup - "z piekła do nieba"

Na weekend 21-23 maja miałem dwie możliwości Baltic Cup lub Ostsee Cup. Bez wahania wskazałem na tę pierwszą imprezę rozgrywaną w Polsce. Zwyciężył aspekt sportowy nad turystycznym jaki na pewno byłby na wyspie Uznam. Dzięki rozgrywanych na Balticu kwalifikacjach do EYOC-a miałem możliwość sprawdzenia się z najlepszymi przez MP, które to odbędą się z trzy tygodnie.
Zawody zostały rozegrane w Nowym Dworze Wejherowskim. Meta zawodów znajdowała się przez całe zawody w tym samym miejscu, nad malowniczym jeziorkiem w środku lasu. Jednak każdy bieg został rozegrany na innej mapie.
Pierwszy jaki i trzeci etap był w miarę podobny pod względem mniejszych przewyższeń w porównaniu z etapem drugim. Pierwszy klasyk ( I etap średni; II etap Klasyk; III etap klasyk przyp. redaktor)owocował w spore przewyższenia, które niestety nie zostały podane w komunikacie.
Pogoda dopisała w 100%. Temperatura oscylowała w granicach 20’C, bezchmurne niebo, brak deszczu. Czegoż chcieć więcej?!
Moja forma na tych zawodach zmieniała się jak w kalejdoskopie. Po pierwszym biegu zastanawiałem się nad sensem kolejnych startów. Przebieg na 1pkt nie pozostawił mi żadnych chęci na kontynuowanie tejże trzydniówki. Po piątku nie pozostało nic innego, jak wieszanie na sobie psów.
Drugiego dnia postanowiłem całkiem inaczej podejść do biegu. Bez szaleństwa tylko spokojnie i pewnie. Po części się to udało. Na 2,4 i 5pkt zdarzyły się błędy z powodu braku czucia mapy ( przejście z 1:7500 na 1:15000). Dalszy przebieg trasy był taki jaki powinien być. Poziom orientacyjny tego dnia oceniłbym na dobry, jednakże fizycznie nie było najlepiej. Sporo przewyższenia i słońce spowodowało drobny kryzys pomiędzy 7 a 11pkt.
Trzeciego dnia postanowiłem podejść do biegu w podobny sposób, jak dzień wcześniej zauważając różnicę pomiędzy pierwszym, a drugim dniem i zdało to egzamin. Wystartowałem spokojnie koncentrując się tylko na biegu i tak też było przez całą trasę(skala 1:10000). Dorobne błędy pojawiły się tylko przy wejściach, a tak to miód malina ;). O dziwo nie miałem tego dnia żadnych problemów biegowych, a obawiałem się że po pierwszym klasyku nie będzie najlepiej. Wiadomo czułem zmęczenie, jak to podczas ostatniej etapówki, ale nogi się przyzwoicie kręciły. Pobiegłem tak jak ode mnie oczekują trenerzy oraz ja sam. Z zimną głową, bez niepotrzebnego szaleństwa.
Miejmy nadzieję, że nie był to jednorazowy wybryk i wkroczyłem na odpowiednie tory przed nadchodzącymi MP.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak komentujecie bez zalogowania się na swoje konta to prosiłbym o późniejsze podpisanie się :) DZINKS