niedziela, 4 lipca 2010

Limanowa Cup

W ostatniej chwili zdecydowałem się wybrać na zawody do Beskidu Wyspowego i w żadnym calu nie żałuję tej decyzji. Piękne krajobrazy, ekstremalnie ciężkie trasy pod względem fizycznym, jaki technicznym oraz ten sprint … . Zamknięte pół miasta dla 10min przyjemności! Czego chcieć więcej??

Ostatnie miesiące tak elektryzuje Polską Orientację ranking na organizację najlepszych zawodów wielodniowych, że pozwolę sobie rozpocząć tę notatkę od wystawienia obiektywnej oceny organizatorom.

Jak to Patria Młynne nas przyzwyczaiła do organizacji zawodów na wysokim poziomie to teraz przeszła samą siebie. Ciężko jest znaleźć jakiś błąd.

Start i meta funkcjonowały bez zarzutu. Nie spotkałem się z jakimikolwiek problemami, map nie brakowało, minuta zerowa ruszała punktualnie, przy sczytywaniu kart SI kolejek również, jak na lekarstwo, ale za to multum wody i soków, dla spragnionych po biegu.

Mapy i trasy zostały zrobione bardzo dokładnie. Mimo tak trudnego terenu, kartograf postarał się o to, aby mapa pokrywała się z rzeczywistością. Trasy były tak zaprojektowane, że istniała niezliczona ilość wariantów na każdy punkt, a spore przewyższenie trudno nazwać minusem, bo każdy wiedział na co się pisze przyjeżdżając do Limanowej.

Przez całą długość trwania poszczególnych etapów, śledzenie wyników ułatwiał niemilknący głos komentatorów, a także wyświetlane na monitorze wyniki online.

Ogromne wrażenie po raz kolejny zrobił na mnie sprint po mieście. Dzięki zamknięcie całego centrum 2/3 trasy prowadziły po urokliwych uliczkach i zakamarkach serca Limanowej. Jak na Polskie warunki było to coś zupełnie nowego

Drobnymi minusikami można uznać brak wodopoju na trasie klasyka (nauczony klasykiem z zeszłorocznej OOM dobrze się nawodniłem i nie odczułem jego braku), oraz powtarzające się miejsca z punktami, które spotkałem również na OOM.

Podsumowując, zawody zostały zorganizowane jak na Polskie warunki wręcz perfekcyjnie! Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nieobecni niech żałują, bo opuścili jedne z, jeśli nie najlepiej zorganizowanych zawodów w Polsce.

Co do mojej postawy na zawodach, to ewidentnie nie dorównałem poziomem organizatorom.

Sprint układał mi się wyśmienicie do 14pkt, bezbłędny bieg w bardzo dobrym tempie. Byłem nawet na III miejscu! Jednak bieg się nie skończył, zostały trzy punkty, które brutalnie zweryfikowały moje zapędy na dobrą lokatę i skończyło się na NKL ://

Średni również mógł ułożyć się świetnie, gdyby nie dwa długie przebiegi.

Klasyk był moim najlepszym biegiem w ciągu całej „4 dniówki”, a mimo to straciłem 3min na dwóch długich przebiegach, oraz popełniłem 2 błędy na łącznie 3min z powodu braku koncepcji na wariant i braku pewności na wejściu.

Ostatni etap nie zakończył się dla mnie pomyślnie z powodu gleby jaką zaliczyłem w drodze na 6pkt. Zbiegając jarem jedna noga mi uciekła, a drugą uderzyłem o kamień. Nie było mowy o kontynuacji biegu, kolano odmówiło posłuszeństwa. Ten wypadek zniszczył moje marzenia o dobrej lokacie ( ruszałem z III pozycji na hadicup-ie) i zmusił mnie do zejścia z trasy. Tym mało fajnym akcentem zakończyłem bardzo fajne zawody. Miejmy nadzieję, że noga dojdzie do siebie na GPSilesia, ale najlepiej to nie wygląda ;//

Strona zawodów


Przy okazji chciałbym podziękować Polskiej ekipie EYOCa, która sprawiła mi spory prezent swoimi dobrymi wynikami. Pokazaliście, że Polska Orientacja jeszcze liczy się na europejskich salonach i nie chodzi tu tylko o Piotrka, który nie ma sobie równych i na stałe zapisał się złotymi głoskami w kartach PZOS!! Dziewczyn w W18, które zasłużenie wywalczyły brąz, również zasłużyły na gromkie brawa!! Te miejsca w drugiej i trzeciej dziesiątce, też są nie mniej ważne. Jestem z Was dumny!! A w poniedziałek zaczyna się JWOC i po cichu liczę na co najmniej dwie równie miłe niespodzianki, ale …. :)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak komentujecie bez zalogowania się na swoje konta to prosiłbym o późniejsze podpisanie się :) DZINKS